List O. Władysława Madziara do naszej parafii na Boże Narodzenie 2018

Boże Narodzenie 2018

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chcę Wam wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia. Niech Boże Dziecię napełni Wasze serca swoim pokojem i rozjaśni ciemności codziennych zmagań z przeciwnościami. Niechaj przeżywanie narodzenia Pana Jezusa w gronie rodzinnym da wszystkim wiarę, że warto być dobrym pomimo wszystko; nadzieję, że nigdy nie jesteśmy sami i miłość, która rozświetla najciemniejsze mroki nocy.

Moi Rodacy z Zubrzycy,

Korzystając z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałbym Was wszystkich gorąco pozdrowić i podziękować za Wasze wierne wsparcie. Jestem Wam bardzo wdzięczny za pomoc materialną, a przede wszystkim za modlitwy, które pozwalają mi rozpoczynać nowy dzień z nadzieją, że wniosę w życie spotkanego człowieka troszeczkę dobra i kłaść się wieczorem z wdzięcznością za kolejny dzień dany od Boga.

Dziękuję Wam za serdeczne przyjęcie w czasie moich wakacji i wszelaką pomoc na rzecz misji. A nawet będąc w Ghanie wiem, że nadal podejmujecie różne akcje, aby wspomóc moją działalność na misjach.

Piszę te słowa z Tamale. Po trzech latach studiów w Rzymie i po szcześliwej obronie mojej pracy o znaczeniu miłosierdzia w ewangelizacji, 12-go września wróciłem do Ghany. Teraz w zwykłych sytuacjach życia mogę się przekonać, czy rzeczywiście miłosierdzie jest tak ważne w przekazywaniu Chrystusa, jak próbowałem to uzasadnić
na wielu stronach mojej teoretycznej rozprawy.

Na lotnisku w Akrze przywitał mnie br. Andrzej Kędziora, jeden z pięciu polskich werbistów, którzy jeszcze pracują w Ghanie. Kilka lat temu było nas trzynastu. Po kilku dniach w Akrze, aby załatwić albo odnowić konieczne dokumenty, 16-września wyruszyliśmy na północ Ghany. Pod wieczór dojechaliśmy do Nsakaw, gdzie proboszczem jest o. Stanisław Gergont. Jak zawsze spotkaliśmy się z typową polską gościnnością. Daleko od rodzinnego kraju ceni się to szczególnie. Następnego ranka, po śniadaniu ruszyliśmy w stronę Tamale. Główna droga z południa na północ Ghany jest w dobrym stanie, a niektóre odcinki są nawet bardzo dobre. Niestety w każdej miejscowości jest kilka progów zwalniających, bo wydaje się, że tylko w ten sposób można tutaj wprowadzić ograniczenie szybkości.

W Tamale byliśmy około godziny pierwszej po południu. Akurat był to czas obiadu i dołączyła do nas s. Helena Nalepa FMM. Siostra Helena pracuje w dużej szkole. Oboje jesteśmy w Tamale, około 7 km jeden od drugiego. Natomiast br. Andrzej jest w Yendi, około 100 km od nas, blisko granicy z Togo. Ponad 200 km na północ od nas, w mieście Wiaga są jeszcze dwie polskie siostry ze Zgromadzenia Ducha św., które pracują w diecezjalnym szpitalu.

Po dojechaniu do naszego domu formacyjnego, miłym dla mnie zaskoczeniem było to, że otrzymałem ten sam pokój, w którym mieszkałem przed wyjazdem na studia. Pokój niewiele się zmienił, tak że czułem jakbym wracał po krótkim czasie na swoje znajome miejsce.

Prawie z biegu rozpocząłem wykłady w seminarium św. Wiktora. Jakie będę miał wykłady dowiedziałem się już tu na miejscu. To taka typowa afrykańska spontaniczność, do której trochę się już przyzwyczaiłem, a trochę nadal mnie męczy. W pierwszym semestrze uczę eklezjologii czyli jest to wykład o Kościele oraz ekumenizmu czyli o szukaniu dróg do jedności między różnymi Kościołami chrześcijańskimi. Oprócz tego mam zajęcia z pentekostalizmu to jest o nowych wspólnotach charyzmatycznych. Jest to przedmiot wprowadzony w tym roku do nauczania seminaryjnego o nowych ruchach religijnych, które nie tylko w Ghanie, ale i w wielu innych krajach mnożą się jak grzyby po deszczu. Smutnym jest fakt, że wielu katolików przyłącza się do nich. Pokazuje to, jak słabo ugruntowana i uświadomiona jest wiara wielu tutejszych wierzących. Kościół stoi przed nowymi wyzwaniami formowania swoich wiernych, ale i przeciwstawiania się religijnemu synkretyzmowi i mieszaniu tradycyjnych wierzeń z chrześcijaństwem. Nie rzadko ludzie chodzą na nabożeństwa do różnych kościołów czy sekt i nie widzą w tym większego problemu.

Chociaż na początku nie otrzymałem jakiejś funkcji w naszym domu formacyjnym, to ponieważ rektor wyjechał na dwa miesiące do Stanów Zjednoczonych, do Bożego Narodzenia stałem się jego zastępcą. Powierzono mi też opiekę nad naszą fermą drobiu z około 600 kurami. Może niektórzy z Was czytając to wybuchną śmiechem. Mnie też to i śmieszy, ale i napawa obawami. Po dosyć trudnych studiach z teologii, mam się teraz zajmować kurnikiem. Chyba jedno nie całkiem idzie w parze z drugim. Co więcej, prawie w ogóle się na tym nie znam. Oczywiście chciałbym, aby ferma funkcjonowała jak najlepiej i była pomocą dla naszego seminaryjnego budżetu. W najbliższym czasie planujemy zakup następnych 500 kurcząt. Będzie to możliwe dzięki pomocy jaką mam od Was. Wspominam o tym, bo jak na razie ferma choć utrzymuje się sama, ale nie jest w stanie przynosić zysku ze względu na zbyt małą liczbę kur. Dlatego niemożliwe są też nowe inwestycje. Zajmuje to też trochę czasu, bo sami jeździmy po paszę, która nie zawsze jest dostępna. Na szczęście bardzo dużą pomocą dla mnie są studenci. To oni wykonują sporą część pracy i udzielają mi cennych porad, powoli wprowadzając w tajniki tej hodowli. Oczywiście mamy też jednego stałego pracownika. Jest to młody chłopak z pobliskiej wioski, który w przyszłym roku chce kontynuować swoje studia. Trzeba więc będzie szukać osoby, na której można polegać, a to nie zawsze jest takie łatwe.

Co niedzielę oprócz Mszy św. w seminarium albo w sąsiednim klasztorze karmelitanek, mam też Msze św. na wioskach należących do parafii św. Arnolda w Kumbungu. Specjalnie to podkreślam, bo daje mi to wielką radość i będąc z ludźmi w tych niewielkich wspólnotach czuję się kapłanem misjonarzem. Mimo, że co prawda są to malutkie wspólnoty katolickie, od 20 osób do około 80, to jednak są pełne życia i radośnie przeżywają swoją wiarę w Pana Jezusa. A to daje mnie również radość i nowe siły do podejmowania rozmaitych wyzwań życia misyjnego.

Tak więc, życie misyjne pełne jest niespodzianek i ciągle trzeba się zgadzać z sytuacjami, które wydają się niezrozumiałe, a może i bezsensowne. Ponad tym wszystkim jest wiara, że Bóg potrafi pisać prosto również po krzywych liniach naszego życia. Dlatego na początku tego listu wspomniałem, że tak bardzo cenię modlitwę każdej osoby mi życzliwej. Dziękuję z serca, że mi towarzyszycie. Bóg zapłać!
o. Władysław Madziar, SVD (Ghana)